Cześć Kochani. Przygotowałam
dla Was pierwszą część obszernej fotorelacji z mojego wyjazdu na Kretę. W tym poście czeka duża dawka zdjęć,a między nimi umieszczę krótkie komentarze. Niestety żadne fotografie nie
oddadzą uroku tym miejscom, ale zawsze zostaną małą pamiątką:)
Nasza podróż zaczęła się w małym,
malowniczym miasteczku Kissamos, z którego rozpoczął się rejs po morzu. Całą trasa
wycieczki biegnie wzdłuż północnego wybrzeża.
Pierwszym punktem była niezamieszkała wyspa Imeri
Gramvousa.
Nie znajdziecie
na niej ani jednego hotelu, tylko jedynie przypływających statkami turystów.
Na
szczycie wyspy znajdują się ruiny weneckiej fortecy z XVI wieku.
Prowadzą do niej bardzo strome schody. Nie polecam wędrować w japonkach, ani
sandałkach, w takich jakich ja się wybrałam. Jeździłam po każdym kamieniu, więc
tylko i wyłącznie wygodnie obuwie. Niestety nie zostaliśmy o tym poinformowani,
a wędrówka na samą górę zajmuje około 20 minut. Dałam radę, chodź w drodze
powrotnej zaliczyłam upadek :D
Warto było się pomęczyć, gdyż
widok zapiera dech w piersiach. Jest to jeden z tych najpiękniejszych jakie
dotychczas widziałam.
Po krótkiej, ale męczącej
wędrówce, czas na odpoczynek w czystej krystalicznej wodzie.
Obok rozciąga
się bajeczna zatoka Balos. Chyba każdy o niej słyszał, gdyż jest to jedna z najpopularniejszych
plaż Krety, a nawet i Grecji.
Zachwyciła mnie ona błękitem wody.
Podobnie jak na innych plażach zachodniej Krety, występuje tutaj różowy piasek,
którym w szczególności charakteryzuje się Elafonissi, ale o tym w kolejnym
poście :)